Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.

Cztéry kumoszki ruszyły się znowu ze swych siedzeń i po chwilowéj jeszcze, przy drzwiach stoczonéj, gawędce odeszły. Natomiast do pokoju wszedł Augustyn Szyłło, a jednocześnie na dziedziniec wjechała fura z drzewem i inny wóz, na którym siedział szlachcic w kożuchu, wypchanym u piersi papiérami, w sieni zaś zakwiczało prosię. Szyłło zdjął paltot i schowany za połą pęk włoszczyzny rzucił na krzesło.
— Lucynko, rzekł, zwracając się do jasnowłosego podrostka, weź to i zanieś do kuchni.
Dziewczynka, która dla powitania stryjecznéj siostry opuściła na chwilę fortepian, a teraz znowu przy nim siedziała i gammy wygrywała, poskoczyła, aby spełnić rozkaz ojca. Szyłło zbliżył się do zony i w rękę ją pocałował!
— Kupiłem drzewa, odezwał się; haniebnie teraz drogie. Prosię tam także masz na kuchnię, a proszę cię niech dziś dobry obiad będzie, bo Michasia przyjechała i biednéj dziewczynie pokazać trzeba żeśmy jéj radzi.
— Któżby jéj rad nie był? odparła pani Augustynowa! ale ty sam wiesz, czy u nas może być obiad dobry, przez kucharkę taką zgotowany. Ręczę że do tego czasu ognia jeszcze nie rozłożyła...
— A nie rozłożyła, rzekł Szyłło, widziałem przechodząc, że w kuchni ognia jeszcze niéma. Czemuś jéj, Wikciu, nie kazała tego zrobić?
— Mój Boże, żałośliwie odparła żona, gości miałam, mój Guciu... przyszła pani asesorowa, pani sekretarzwa, jeszcze tam któś i zagawędziłam się...
Szyłło nie zdawał się być wielce zbudowanym tém chroniczném, jak się zdawało, zagawędzaniem się swéj żony,