Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/241

Ta strona została uwierzytelniona.

abyś wróciła do mnie z sercem lekkiém i wesołém. A jednak, dziecko moje, wolę abyś płakała, abyś borykała się z siérocą dolą swoją, niż żebyś żyć miała jak inni, na karku cudzym, i czyjemuś mozołowi kawałek chleba wydziérać. Dość mi biédnego Pawła...
— Wiem, matko, o wiem! Ale pozwól abym przy tobie wylała z piersi wszystko, co się w niéj przez te długie, długie lata zbiérało. Byłam cierpliwą... milczałam... Jeżeli zapłakałam kiedy, to chyba śród ciemności; a jednak, matko, jakże zimne są ściany domów obcych, jak wielu na świecie jest ludzi niedobrych!...
Łkania jéj ustały. Oparła głowę na piersi matki, a po policzkach jéj płynęły dwa strumienie łez gorących lecz cichych. Cichym téż głosem opowiadać zaczęła dzieje sześcioletniéj wędrówki swéj po świecie.
Mówiła o tém, jak zrazu nic prawie nie umiejąc z przestrachem i wyrzutami sumienia spełniać poczęła zadanie, do którego nie czuła w sobie sił dostatecznych: jak niewiadomość swą postanowiła zmniejszyć i siły wzmocnić mozolnym trudem: jak czuła stopniowo wzrastanie swe moralne i coraz szerzéj, wzniośléj pojmowała zakres swéj działalności; jak nic jéj nie pomogło, ani praca ciężka, ani wiedza zdobyta, ani cierpliwość mężna, bo ludzie nie tego od niéj żądali, i za brak blasku powierzchownego, za imię pospolite, za samę nawet moc jéj przekonań karali ją niechęcią, lekceważeniem, nadwerężaniem dobréj jéj sławy.
Ramiona staréj kobiéty, obejmujące kibić córki, drżały przy smutnem tém opowiadaniu; zmęczone oczy jéj świeciły bezdenną zda się boleścią, ale wargi jéj otworzyły się, łagodne choć smutne i na głośną skargę dziewczyny odpowiedziały szeptem cichym: