Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/243

Ta strona została uwierzytelniona.

Michalina stanęła na krześle i zaczęła ustawiać książki swe na wiérzchu szafki. Gdzieindziéj nie było dla nich miejsca.
— O! moje śliczne, drogie książeczki! zawołała jak ja was kocham!
Stara kobiéta oderwała wzrok od roboty i rozpromienioném spojrzeniem śledziła każde poruszenie córki.
— Dziwna rzecz, ozwała się po chwili, jak w moim pokoju jasno dziś i wesoło!...
Zamieniły się uśmiechami, w których był świat cały uczuć serdecznych.
— A jednak, piérwsza ozwała się matka, nie powinnaś tu być długo.. pójdziesz w świat znowu..
— Pójdę, matko, odparła Michalina, zacznę zaraz starać się dla siebie o miejsce jakie, a gdy tylko je znajdę — pójdę...
Około godziny 4-téj po południu rodzina Szyłłów zgromadziła się w bawialni, oczekując na obiad. Pani Augustynowa siedziała na kanapie, robiąc koronkę. Ignaś który tylko co wrócił z biura, Michalina i cztérnastoletnia Lucynka rozmawiali przy oknie. W sypialnym pokoju, służącym zarazem za gabinet, Szyłło kończył ożywioną rozmowę z dwoma Żydkami, w obdartych chałatach. Na biurku leżała brudna i zmięta, przez Żydów tam położona, dziesięciorublowa asygnata.
Do bawialni wbiegła młoda panna, w futerku zgrabném i strojnym kapelusiku.
— Co widzę! Michasia! zawołała zaraz w progu i rzuciła się stryjecznéj siostrze na szyję.
Powitanie było serdeczne, ale trwało krótko, z głębi mieszkania bowiem, głosem przybyłéj zapewne przywołana