Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/248

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak gwarząc z przyjaciółkami, pani Augustynowa, nie wiedząc sama jak i kiedy, usiadła znowu na kanapie i wracając do koronki, poczęła zwolna i smutnie opowiadać o zgasłych świetnościach obywatelskiego rodu swego i jéj męża.
Zuzia, która w dniu tym na lekcye nie wychodziła, i Paulinka, która niedawno ze snu powstawszy, chodziła po domu ze złocistemi swemi włosami, w nieładzie ranny biały kaftanik opływającemi, zakrzątnęły się około swego ubrania. Na Lucynkę, która gammy, jak zwykle, wygrywała, starsze siostry zawołały, aby fortepian rzuciła, bo przy gościu etykietalnym, jak mówiły, brząkać nie wypada.
Dobre pół godziny minęło, zanim pani Augustynowa, przypomniawszy sobie o gościu i obiedzie, z zakłopotaną twarzą do kuchni pobiegła. Wnet jednak uspokojenie i radość zastąpiły w niéj miejsce troski. Nad płytą kuchenną, na któréj w kilku błyszczących rondlach gotowały się potrawy, stała Michalina. Biały fartuch okrywał od szyi aż do kolan jéj suknię, któréj rękawy podniesione były aż po same łokcie. Na stole leżała roztwarta kucharska książka.
— A chwałaż Bogu i Najświętszéj Pannie, że ty tu jesteś, Michasiu! zawołała pani Augustynowa. Takem się zlękła, że aż mi tchu w piersi braknie! Taki gość!... Trzebaż mi było tak zagawędzić się!...
— Niech stryjenka będzie spokojną, rzekła Michalina, krzątając się po kuchni, wszystko będzie dobrze. Zobaczy stryjenka, jakich my tu z Maryanną cudów dziś dokażemy.
Mówiła to z uśmiechem; ale pani Augustynowéj wydało się, że na twarzy jéj dostrzegła, a w głosie zasłyszała cóś niezwykłego.