Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/249

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może-bo ty już zanadto męczysz się, Michasiu! rzekła troskliwie. Widzę że i leguminę z jabłek urządziłaś, a mnie najwięcéj to właśnie przestraszało, że dziś żadnéj leguminy na obiad nie zadysponowałam....
— Usłyszałam w sieni głos pana Orchowskiego, domyśliłam się, że zostanie u stryjostwa na obiedzie i wyręczyłam stryjenkę.
Słowa te wymówiła schylona nad rondlem, z którego para buchała kłębami.
— Niech ci Bóg dobroć twoję wynagrodzi, rzekła pani Augustynowa. Wszak to już trzeci dzień obiad nam gotujesz, a Augustyn nie może wszystkiego odchwalić się przy stole.... Dziękuję ci, moje dobre dziecko!
Przy ostatnich wyrazach wyciągnęła chude ramiona i objęła niemi chylącą się przed nią głowę młodéj dziewczyny.
— Co to jest? zawołała nagle, dlaczego czoło twoje takie gorące i twarz rozpalona?... Czy głowa cię od tego gotawania nie boli?...
— O nie, stryjenko! to tak tylko.... od ognia zapewne... to zaraz przejdzie.
Podniosła głowę i szybko twarz odwróciła; niemniéj jednak pani Augustynowa zawołała raz jeszcze:
— Co ci jest? Michasiu! łzy masz w oczach!
Michasia zaśmiała się.
— Gdzieżby tam, stryjeneczko! to tylko dymu trochę zaszło mi w oczy.
— Michasiu! ozwał się w téj chwili od progu głos Zuzi, proszę cię, przypnij mi kokardę do kołniérzyka!
— Michasiu! powtórzyła, wbiegając, Paulinka, odkąd ty tu jesteś, ja nie potrafię już sama sobie warkoczów upiąć. Proszę cię, zrób to tak ładnie jak wczoraj!