Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/253

Ta strona została uwierzytelniona.

Michalina klęczała już u jéj kolan.
— Co tobie, dziecię moje? co ty masz w sercu?
Głowa młodéj dziewczyny przylgnęła do piersi matki, lecz oczy jéj, gorejące łzami i ogniem, podniosły się ku jéj twarzy, a blade usta szepnęły:
— Miłość, matko!
Ramiona staréj matki silniejszym niż kiedykolwiek uściskiem objęły kibić córki.
Długo milczały obie.
— Michasiu, piérwsza ozwała się matka, trzeba więc abyś wyjechała gdzieś daleko...
— Tak, matko, tak! gdzieś daleko! daleko! gdzie wiele będzie pracy cięźkiéj, gdzie otoczą mię znowu twarze obce, a obowiązki święte zaciężą na każdéj myśli mojéj, na każdéj chwili mego życia.... gdzie rozpieszczać mię i rozrzewniać nie będzie wzrok twój kochający... gdzie będę musiała cierpiéć i walczyć z sobą w milczeniu.
Mówiła to szybko, z gorączką i uniesieniem w głosie, który jednak zadrżał wnet, złamał się i zatonął w łkaniu głębokiém, choć cichem.
Mieczysław opuścił stare domostwo i szedł przez ulice miasta krokiem szérokim, z głową pochyloną, jak człowiek na którego wesołość zwykłą spadło niespodzianie coś bardzo smutnego, którego dumę butną pochyliła rzecz jakaś głęboko zawstydzająca. Powaga i obojętność, z jakiemi powitała go dziś Michalina, otworzyły mu oczy na wszystko co działo się kiedy w sercu jéj i jego i kazały mu myśleć o przyszłości. Kochał ją — nie ukrywał tego przed sobą — wdzięczna i szlachetna postać jéj pociągała go ku sobie mimowoli wywieranym nań czarem dobroci, prostoty, rozumu. Ale co czynić miał z uczuciem tém swojém? Nigdy dotąd