Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/254

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zapytał siebie o to. Charakter i umysł jego nie zbratały się jeszcze w zupełności z powagą życia, nie dojrzały dostatecznie do postanowień silnych i uprzedzających wypadki. Powtarzał teraz sobie w myśli pytanie, w oczach jéj dziś wyczytane: poco przybyłeś tu? poco mię ścigasz?
— O! zawołał sam w sobie, gdyby tak ją pochwycić i zabrać z sobą do wiejskiego kąta mego, i nigdy już się z nią nie rozstawać!
Myśl ta napełniła go radością niewymowną, ale chwilową. Przesądne jakieś wahanie się zaćmiło przed nim uroczy obraz kochanéj dziewczyny, która intuicyą kobiéty rozumnéj odgadła dobrze, co działo się i dziać miało we wnętrzu istoty jego szlachetnéj z przyrodzenia, bogatéj w dobre popędy i piękne zdolności, ale bynajmniéj nie doskonałéj, nie dokształconéj do idealnéj normy czucia, myślenia i życia.
Nagle pośród chodnika Mieczysław zatrzymał się. Człowiek jakiś, w siermięgę ubrany, witał go zdjęciem czapki i nizkim ukłonem. Poznał w nim, pomimo zmroku, jednego ze sług orchowskich.
— Ja panicza po całém mieście szukam, rzekł siermiężnik. Przysłano mię tu po panicza, bo starszy pan cóściś bardzo ciężko wczoraj zachorował. Już tam dwóch doktorów siedzi, ale starszy pan pono o panicza dopomina się ciągle.
Mieczysław kilku skokami dopadł hotelu.
— Zakładać konie! krzyknął na woźnicę swego, wbiegając do sieni.
Blady był bardzo i ręce mu drżały, gdy wkładał na siebie podróżne ubranie. Z najwyższą niecierpliwością oczekiwał na założenie koni.