Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/277

Ta strona została uwierzytelniona.

Judel obudził się nagle z odrętwienia.
Blade jego, cierpiące i zadumane źrenice tkwiły to w twarzy młodéj dziewczyny, to w licu pięknego pana, to przenosiły się znowu na zsiniałe rysy dziecka, nad którém z troskliwą dłonią i litośnym uśmiechem pochylała się Frania. Nagle wyprostował się, oczy jego zapłonęły i łzawe a błyszczące wzniosły się w górę; na wargach bladych zadrżał uśmiéch pokorny i zarazem zachwycony.
Podniósł wskazujący palec ku kawałkowi nieba, widniejącemu przez drobne, popękane szyby, i wielkim głosem zawołał:
— Niech jasnym państwu wynagrodzi to Bóg! Ja biédny Żyd i dzieci moje biédne, głodne robaki, ale przed Nim my wszyscy równi. Niech on jasnym państwu tego tak nie zapomni jak ja nie zapomnę!





Opuścili chatę biédnego Żyda i zwolna szli ulicami miasteczka. Orchowski konie swe odesłał do domu. Zaniechał już zamierzonéj zrana wycieczki; cała myśl jego, wszystkie jego uczucia były przy młodém dziéwczęciu tém, które postępując obok niego, opowiadało mu dzieje każdego prawie domostwa, jakie mijali. Znała tu wszystkich i ją wszyscy znali. Gospodarne mieszczki, o twarzach ogorzałych, Żydówki na progach domostw piorące bieliznę lub piastujące drobne dzieci, pozdrawiały ją skinieniem głowy i uśmiéchem. Dzieci biegły ku niéj i ze szczebiotem wieszały się u jéj sukni; ojcowie rodzin mieszczańskich odkrywali przed nią głowy i wiedli za nią przyjaznym lub wdzięcznym wzrokiem. Ona opowiadała towarzyszowi swemu kim