Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/283

Ta strona została uwierzytelniona.

Minęły tygodnie i nastał już początek jesieni.
W jednym z małych sklepików, otaczających główny plac miasteczka, stała Frania. Przyszła tu, jak zwykle, dla różnych drobnych potrzeb gospodarskich, po wszystkie te drobiazgi tanie, niewytworne, które ręka jéj czynna i wprawna przemieniała w trochę dobrobytu i zdrowia dla tych, nad którymi rozciągała gorliwą i czynną opiekę. Żydówka sprzedająca za małym i brudnym stołem potrzebne jéj przedmioty była widocznie dobrą jéj znajomą, bo kładąc na szalę towary, licząc piéniądze otrzymane, urządzając małe pakunki, gwarzyła poufnie.
— Ny, rzekła, dlaczego to panienka taka blada? Latem panienka wyglądała ślicznie jak róża, a teraz zrobiła się taka mizerna. Czy panience czego nie boli?
Dziwny uśmiech okolił usta dziewczyny, bladéj w istocie i zmienionéj bardzo. Nic jednak nie odpowiedziała. Miałaż zaprzeczyć, powiedzieć że zdrową jest i żadnego nie uczuwa bólu?... Była w istocie dziwnie zesłabłą, strasznie znużoną codzienném oczekiwaniem i codziennemi zawodami, a w piersi, tam gdzie serce uderzało biciem nierówném, czuła ból srogi i ciągły.... ciągły...
Nic więc nie rzekła i przeliczywszy na brudnym stole piéniądze Żydówce należne, odejść już miała, gdy nagle kupcowa poskoczyła z za stołu i stając we drzwiach sklepiku, z wyrazem zachwytu krzyknęła:
— Sieh! sieh! a szajne puryc! aj! aj!
W mgnieniu oka utworzyły się przed jéj sklepikiem i przed wszystkiemi innemi sklepikami grupy ludności, wyległéj z domostw, karczem i dziedzińców. Drobne dzieci żydowskie, bawiące się śród placu, z krzykiem uciekały ku matkom, które wołały je z pośpiechem; starsze za to wy-