Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/300

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna gwałtownym ruchem wyrwała rękę swą z jego dłoni i usunęła się pod ścianę.
— Ja nie chcę! Mieczysiu, ja nie chcę! zawołała z płaczem prawie.
— Dlaczego nie chcesz? zapytał brat, pochylając ku niéj twarz niemal surową.
Ona usuwała się od niego, drżąc cała; w széroko rozwartych oczach jéj błyszczały łzy prośby i zarazem gniewu
— Dlaczego nie chcesz? z naleganiem powtórzył brat.
— Boję się... szepnęła, przyciskając ramiona do piersi, boję się... umarłych...
— Lilo! zawołał Mieczysław, nie znałaś prawie ojca swego... On jednak kochał cię i przed skonaniem po wiele razy imię twe wymówił...
Słowa te uczyniły na młodéj dziewczynie pewne wrażenie. Drgnęło w niéj cóś co zmniejszyło bojaźń dziecinną, a z wyrazem przestrachu twarz jéj okrywającym, połączyło odcień nagle uczutéj tkliwości i żalu.
— Pójdź! rzekł Mieczysław, biorąc znowu jéj rękę. Poraz ostatni spojrzymy na rysy jego.... spojrzymy na nie razem, oboje... Chwila ta uczyni nas może więcéj bratem i siostrą, niż byliśmy dotąd....
Przy ostatnich wyrazach Mieczysława Lila zarzuciła mu ramię na szyję i przytuliła się do piersi jego z cichym płaczem. Był to wybuch dobrego uczucia, które ozwało się w istocie téj młodziuchnéj, chaotycznéj, pełnéj ogni gorejących w niéj kapryśnie i jałowo.
Mieczysław otoczył kibić jéj ramieniem i prowadził ją ku drzwiom.
— Mieczysiu! szeptała, ale ty mię nie odstąpisz.... będziesz tak ciągle przy mnie?...