Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mama może pozwalać lub wzbraniać różnych rzeczy tobie, ale nie mnie, rzekł niedbale.
— A to dlaczego?
— Dlatego, że jestem dorosłym mężczyzną.
Lila zamyśliła się.
— A jednak, rzekła, jestem pewna, że gdyby mama przychodziła czasem do twego mieszkania, wyglądałyby ono jakoś inaczéj.
Dziewczę to mówiło prawdę, nie rozumiejąc bynajmmniéj całéj jéj doniosłości. W nazbyt kawalerskiej swobodzie, panującej w urządzeniu mieszkania najstarszego syna domu, znać było moralną nieobecność matki rodziny. Nieobecność ta wpływów macierzyńskich objawiła się może i w zimnym blasku oczów Kamila, i w suchej pogardliwości jego uśmiechu.
Tentent cwałującego konia dał sie słyszeć tuż za bramą. Lila białe paluszki przytknęła do ust, rzuciła niemi pocałunek bratu i wązką ścieżyną, ukrytą wśród dzikich krzewów i traw wysokich, okrążyła dom, aby wejść doń bocznemi drzwiami.
Na dziedziniec wjeżdżał jeździec na dzielnym siedzący koniu. Zatrzymał się przed domem, zeskoczył z konia i rzucił lejce kredensowemu wyrostkowi, który w podartéj surducinie, z twarzą bladą i chudą, wyszedł przed ganek nadąsany i niechętny. W sieni obszernej, wielkiemi oknami oświetlonej, lecz zupełnie prawie pustej, spotkał przybyłego stary Tomasz.
— Pan pytał się o panicza wczoraj.. panicz tak dawno nie był już u nas.
— Jakże się ma mój ojciec? z pośpiechem zawołał młody człowiek, szybko postępując w głąb domu.