Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/41

Ta strona została uwierzytelniona.

rozporządzicie się już sami Orchowem i wszystkiem; mnie już tu nie będzie.
Mieczysław pochwycił rękę chorego.
— Nie mów tak, drogi ojcze, rzekł z powstrzymywaném wzruszeniem; nie jest ci wcale gorzéj, niż było zeszłego lata i od lat kilku... Co do mnie, oczekuję z upragnieniem długich zimowych wieczorów, które przepędzać będę znowu, jak przeszłéj zimy, z tobą ojcze i z twojemi książkami.
Pan Kajetan dłoń rozpaloną położył na ręku syna i głosem chrypką tłumionym, powolnym mówić zaczął.
— Jakiemikolwiek byłyby uczucia serca twego, Mieczysławie, o chwili w któréj dla mnie skończy się wszystko na téj ziemi powinieneś myśleć spokojnie... będzie ona dla mnie niczém inném, jak uwolnieniem od różnorodnych cierpień, wspomnień i wyrzutów. Ludzi w moim wieku choroba piersiowa nie zabija prędko... to téż od długich lat trzyma mię ona przykutym do tego miejsca niemocą i bólem... Teraz jednak zbliża się kres ostatni, czuję to, wiem... ale nim nadejdzie, muszę mieć z tobą kiedy długą rozmowę. Jesteś bardzo podobny do mnie... zupełnie prawie taki, jakim ja byłem w młodości. Trzeba abyś spojrzał w przeszłość moją, w głębie mojego sumienia, w wieczne rany méj pamięci.
I znowu chrapliwy oddech zatrząsł jego piersią; suchy ciężki kaszel przerwał mu mowę, a cicha rezygnacya, napełniająca wygasłe jego oczy, zniknęła przed gorączkowym blaskiem rozbudzonej goryczy.
— O! zawołał, drżącą dłoń przyciskając do czoła zmarszczonego, gdyby można było odrodzić się i żyć poraz drugi pragnąłbym żyć... odzyskać... naprawić....