Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/49

Ta strona została uwierzytelniona.

i pędzącego przez pola, jak gdyby uciekał od rozdźwięków napełniających dom jego rodzinny.
Okna oficyny, a raczéj wyświeżonéj i przyozdobionéj jéj połowy, były nie tylko zamknięte, ale jeszcze wzorzystemi sztorami ściśle osłonione. Nie widać tam było ani wewnątrz ani zewnątrz najmniejszego ruchu, tak iż zdawać się mogło że zamieszkujący miéjsce to starszy syn domu spał lub był nieobecny. W rzeczywistości zaś było inaczéj. Kamil nie spał i znajdował się w ozdobnéj swéj sypialni, gdzie leżał w głębokim fotelu, paląc cygaro i od czasu do czasu zwolna i niedbale rozcinając kartki książki, na nowiutkiéj okładce noszącéj tytuł jednego z najświeższych dzieł popularnéj filozofii francuzkiéj. Patrząc na niego, ani przypuścić by można, że nie dawniéj, jak przed godziną stał się on bezpośrednim sprawcą burzliwéj i upakarzającéj sceny domowéj.
Wśród ciszy głębokiéj i łagodnego półcienia, rozweselonego barwami obicia na ścianach i sprzętach, leżąc na fotelu i rozcinając karty nowéj książki, zdawał się najzupełniéj nie wiedziéć o tém, że w przestrzeni i czasie istnieje albo istnieć może ktokolwiek lub cokolwiek, oprócz niego samego i jego mieszkania.
W całym dworze zresztą panowały cisza i spokój. Przed stajnią tylko zakładano do kocza cztéry konie, w pokoju panny Julii słychać było tłumione łkanie, ładna Brygisia krzątała się około układania w tłómoki rzeczy odjeżdżającéj guwernantki, a z sypialni pani Leontyny dolatywały odgłosy monotonnie wymawianych wyrazów.
— A teraz, rzekła pani Leontyna, kończąc przemowę swoją do córki o nieuniknionéj potrzebie posłuszeństwa, łagodności i pogardy dla wszystkich marności tego świata —