Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Dom, z którego wychodził Eli, miał dach z nadgniłéj słomy, wklęsły do koła jedynego okopconego komina, dwa małe okienka w spróchniałych ramach, o łokieć wyniesione nad poziom i podwórko ciasne, śmieciem zarzucone, kilku innym domowstwom wspólne.
Eli nie był sam jeden. Tuż za nim trzéj Żydzi, z których dwaj równego mu wieku, trzeci bardzo młody i bezwąsy, przestąpili zgniłe berwiono, w poprzek drzwi miasto progu umieszczone. Za progiem, na wpółciemném tle sionki, ukazały się głowy dwóch dziewcząt dorosłych, z włosami w nieładzie, i pomarszczona, oliwkowéj barwy twarz podżyłéj Żydówki, otoczona dwiema szlarkami zrudziałéj czarnéj materyi, zastępującéj perukę.
O kilka kroków od drzwi domku stał wózek zgrabny, na zielono pomalowany, w małego ale tłustego i silnego konika zaprzężony. Byłby to zaprząg wcale przyzwoicie wyglądający, gdyby nie uprząż konia z wózkiem łącząca, utworzona ze zrudziałych rzemieni i powrozów grubych, niezgrabnemi węzłami pozwiązywanych.
Wo ist der furman? rzekł jeden z towarzyszących Eliemu Izraelitów, rzucając spojrzenie na niezajęty koziołek wózka.
— Posłałem go do karczmy po wódkę, równie szwargotem żydowskim odpowiedział Eli. Dożynają dziś u mnie jęczmień i otawę koszą. Stu rokotnika i pięć...
Wymawiając ostatnie słowa, włożył ręce w kieszenie chałata i podniósł głowę, z wyrazem dumnego zadowolenia.
Herste! zawołał jeden z Izraelitów, sto i pięć robotnika! A zkąd ty ich wziął tyle?
— Ztąd, odparł Eli, uderzając dłonią po kieszeni.
— A wiele ty im płacisz? zapytał drugi z towarzy-