Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

rzy, dotykali rękami rąk i ubrania jego. Kiwał głową ku Mowszy i uśmiechał się.
— Dobrze! dobrze! ja pogadam z Łozowiczem o arendę, to dam tobie wiedziéć co z tego będzie.
Josiel za chałat go pociągnął.
— Niech Efroim Ręczyn bierze... ja będę u ciebie gorzelnię w Łozowéj pędził.
— Pogadam o tém z Efroimem.
— Elieczkie! zawołała Żydówka z sieni.
— Ny, ny! Sura! furmanka jutro po ciebie przyjedzie... a tam już miéjsce na kram najęte.
Młody Żydek położył znowu rękę na jego ramieniu.
— To ty już mię z pewnością na zimę do Orchowa bierzesz?
Eli obrócił się ku niemu.
— Co ty mnie o to sto razy pytasz? czy ty nie słyszał jak mnie stary prosił, żeby ja ciebie do Orchowa wziął i handlować uczył? A czy ty nie wiész, że jak mnie stary co powié, to już ja muszę zrobić to co on chce, choćbym miał pod ziemię wléźć?
— Gut! gut! chórem zawołali Żydzi; kiedy ojciec o co prosi, to trzeba tak zrobić jak on chce.
— Nu, Wasyl, do domu! rzekł Eli.
Wasyl cmoknął na konia. Zanim jednak wózek ruszył z miéjsca, Eli poprzez głowy otaczających go osób szukał czegoś. Szukał, znalazł, kiwnął głową, uśmiechnął się i podniesionym głosem zawołał:
— Gut Nacht, Tate! gut Nacht!
Wózek potoczył się zwolna błotnistą uliczką. Żydzi rozeszli się, a stara Żydówka z pomarszczoną twarzą i młode dziewczęta rozczochrane zniknęły w głębiach mrocznéj sionki.