Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

Przedmiotem, który przyciągał do siebie spojrzenie Eliego w chwili odjazdu i wywołał na usta wykrzyk „gut Nacht, Tate!” — była twarz starego Żyda, widniejąca z za mętnéj szyby małego okienka, Gęste, białe jak mléko, tu i owdzie tylko żółtawemi smugami przerznięte włosy, otaczały czoło wysokie, zmarszczkami w różnych kierunkach wyżłobionemi zorane, tak iż wydawało się zmiętą latami i zużyciem kartą zżółkłego pargaminu. Takaż broda srebrna dwoma długiemi pasmami spuszczała się od ust cienko zarysowanych, tak bladych, jakby w nich kropli krwi nie było, i ocieniała policzki ściągłe, żółtawe, zapadłe, z pod brwi siwych dwie błękitne źrenice, na zaczerwienionych białkach pływające, świéciły blaskiem łagodnym, przygasłym, a jednak przenikającym, blaskiem właściwym oczom, które pracowały ciężko i długo, łez wiele przelały, a przestawszy już pracować i płakać, zwróciły się ku tajemnym światom wewnętrznych przypomnień, rozwag i rozpamiętywań. Twarz ta, w któréj było coś patryarchalnego i ascetycznego zarazem, coś głęboko znużonego i mistycznie radosnego, promieniała uśmiechem rozlanym na ustach, w źrenicach, w samych nawet wklęsłościach chudych policzków, w chwili, gdy Eli, siedząc na wózku, rozdawał otaczającym go ludziom przyrzeczenia i skinienia głową, niby dowody łaski i przyjaźni.
Kiedy Eli zawołał! „gut Nacht, Tate!” cienkie, blade wargi starca poruszyły się i wydały przeciągłą, śpiewną odpowiedź: „gut Nacht, Eli!” W odpowiedzi téj zadźwięczało echo głosu Jakubowego, spływającego gorącém błogosławieństwem na głowę ulubionego Benjamina.