Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/70

Ta strona została uwierzytelniona.

kępami chrzanu i łopuchu, aż pod obory ciągnęły się źdźbła gnijącéj słomy; pod płotem, na którego szczycie zawisło dwoje dzieciaków, wznosiły się mniéjsze i większe wzgórza, z nagromadzonego śmiecia powstałe; przed małym gankiem o dwóch wykrzywionych słupach stały mętne i niemiłą woń wydające wody dwóch wielkich kałuż.
Eli wysiadł z wózka i lekceważące spojrzenie rzucił na balią i sznur obwieszony wilgotnemi szmatami.
— Chaja! dlaczego ty to robisz sama? na co tobie tego? czy sługi nie masz? zapytał głosem podniesionym.
— A co to szkodzi, że ja sama tego robię? odpowiedziała Żydówka i przybierała się do wyjmowania z balii ostatniéj znajdującéj się tam szmaty płótna; ale Eli zawołał na nią:
— Pójdź do izby ja cóś dobrego przywiózł.
Wyjął z pod siedzenia znajdujące się tam zawiniątko i uśmiechając się, powoli przestąpił próg oficyny. Za nim udała się Chaja, otarłszy wprzód o spódnicę ręce okryte szarą pianą mydlaną.
W sieni oficyny, na glinianéj podłodze, siedziała Żydówka, podobna do Chai z ubrania i powierzchowności, wielkim nożem siekąc na desce ziele do karmienia gęsi przeznaczone.
Eli kiwnął ku niéj głową.
Wo ist Efroim? zapytał.
— Gdzie un ma być? stoi na polu przy robotnikach, nie przerywając zajęcia swego, odpowiedziała żona współdzierżawcy Orchowa.
Z jednéj strony sieni znajdowały się drzwi na oścież otwarte, prowadzące do wielkiéj izby czeladnéj, zwanéj piekarnią. Tam przed olbrzymim piecem, opatrzonym w czar-