Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

brnemi wypustkami i guzikami. Był-to mundur szkolny, mogący służyć dla chłopca lat dwunastu mniéj więcéj.
— To dla Abramka? — po chwili niemego osłupienia wymówiła Chaja.
— A dla kogóżby? odparł Eli, lubując się widocznie przedmiotem trzymanym w ręku i wrażeniem jakie on na Chai wywierał.
Chaja stała wciąż z postacią naprzód podaną. Parę razy wyciągała rękę i już, już dotknąć miała mundurka, ale cofała ją wnet i przechylając tylko głowę na obie strony zawołała nagle:
— A jak un będzie w tym wyglądał?
— Otóż to, jak un będzie w tym wyglądał — powtórzył Eli. A gdzie un?
Un śpi w piekarni. Ja jego zawołam.
W kilka minut po téj rozmowie czerwone piernaty, do połowy zasłaniające ściany izby, służyły za dekoracyą scenie tłumnéj i gwarnéj. W izbie, oprócz Eliego, który z rękami w kieszeniach siedział rozparty na kanapie, znajdowała się gromada kobiét i dzieci równego wieku. Osoby te, w liczbie kilkunastu, tworzyły półkole, rozwarte ze strony kanapy, na któréj siedział Eli. Była to grupa podobna do tych, jakie skupiają się na ulicach miast mniejszych, a nawet i większych, dokoła pajaca, pokazującego uczone psy lub skaczące małpy. Jak w owych grupach, tak i w téj głowy patrzących wysuwały się naprzód z ciekawością, usta roztwierały się uśmiechami podziwu i zadowolenia, mniejsze dzieci, wdrapywały się na plecy i ramiona większych, aby lepiéj widziéć, dorośli szturchali jedni drugich w łokcie szepcząc; „siech! siech!” Tylko że przedmiotem powszechnego zajęcia nie był tu ani pies uczony, ani małpa w czerwony