Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/79

Ta strona została uwierzytelniona.

pana pytać, czego to on powinien umieć, żeby jego przyjęli, bo nasze Żydki o tego nic nie wiedzą. A jeszcze ja chciałby wielmożnego pana pytać, co mój Abramek będzie mógł robić, jak on szkoły skończy? czy jego potém koniecznie do uniwersytetu posyłać, czy niekoniecznie? i czego jemu.... co jemu.
Zająknął się Eli. Oczy mu połyskiwały żywo; szyję naprzód wyciągał i w twarzy młodego pana topił spojrzenie proszące, ciekawe, prawie chciwe.
Kamil słuchał pośpiesznych i błagalnych słów Żyda z jednostajnym na ustach uśmiechem. Gdy Eli umilkł, wyprostował się nieco na fotelu i krótko zapytał:
— I na co ci to wszystko, panie Makower?
Żyda pytanie to jakby zimną wodą oblało.
— Jakto na co? zapytał ciszéj i z trochą zdziwienia w głosie.
— Jesteście i tak dosyć rozumni, mówił młody dziedzic Orchowa; w waszych rękach wszystko: handel, rzemiosła, a teraz i ziemia. Macie wiele sprytu i umiécie dobrze rachować, bez szkół i bez uniwersytetów.
Zdawało się że te słowa, których słuchał z obojętną twarzą, nie czyniły na Elim wrażenia żadnego.
— Z przeproszeniem wielmożnego pana, rzekł powoli, a co to szkodzi jeżeli tam gdzie jest dziesięć rublów, znajdzie się drugie dziesięć?
— Otóż to, zaśmiał się Kamil, chcecie nauki, aby z jéj pomocą pomnożyć w dwójnasób wasze bogactwa. Chwalebny zamiar. Nie mam nic przeciw niemu. Dziwię się jednak że żądasz, panie Eli, abym ci poradził jaka nauka najstosowniejszą być może dla tego celu. Naucz swego sy-