Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/89

Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie że mam. Zaręczyłam się wczoraj.
— To być nie może.
— Dlaczego?
— Ja na to nie pozwolę!
Ostatnie słowa Kamil wymówił zcicha, pochwycił zarazem rączkę z wachlarzem i przytrzymał ją w swojéj ręce. Flora zarumieniła się gwałtownie; chciała zaśmiać się, ale nie mogła. Westchnęła zato, a lubo znać było, że skryć to westchnienie usiłowała, Kamil je dostrzegł i uśmiechając się ciągle, pochylony nieco, spojrzał głęboko w zmącone w téj chwili jéj oczy.
Wachlarz Róży zaszeleścił rozgłośnie.
— Jak ci się podoba, kuzynie, dzieło Buckla? zapytała.
— Nie znam go, odparł Kamil, niezadowolony że pytanie to zmusiło go do wypuszczenia z dłoni ręki Flory i odwrócenia wzroku od spłonionych jéj jagód.
— Jak można nie znać tak pięknego dzieła! Mama sprowadziła je niedawno dla mnie.
— Figuruj sobie, kuzynie, że ja dla téj małéj muszę ogromne wydatki na książki ponosić, odezwała się z kanapy pani Malwina; Róża przepada za lekturą... stosowną do swego wieku, ma się rozumieć.
— O, ja bez czytania żyćbym nie mogła! rzekła Róża.
— Tak piękne oczy jak twoje, kuzynko, nie powinny trudzić się wyczytywaniem brzydkich drukowanych liter szepnął do starszéj siostry Kamil.
— A jednak, odpowiedziała, okrywając go powłóczystém spojrzeniem, sam wiele umysłowo pracujesz kuzynie.
— Tak piękne oczy, powtórzył Kamil, jeżeli już czytać koniecznie mają, to powinny czytywać o miłości....