Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— A dla czegóż nie ma zgodzić się? duszo moja. Alboż to może jeszcze wybierać? Byle kawałek chleba miała. Ot wiész umówcie się i ja ci ją dziś zaraz tu zostawię.
W téj chwili trzy panny wróciły z ogrodu, a jednocześnie innemi drzwiami wszedł Kamil.
— Sprzedałem Konradowi swoje siwki, rzekł młody Orchowski, zbliżając się do kobiét.
Pani Malwina uderzyła w białe dłonie.
— Ach! zawołała, Konio ma taką pasyą do tych zwierząt... Ale gdzież on się podział?
— Poszedł na łąkę, aby stadninę naszę obejrzeć.
Pani Leontyna z niezadowoleniem patrzyła na syna.
— Nie wiedziałam dotąd, że lubisz podobne afery... zaczęła.
Ale Kamil zajęty już był dwiema kuzynkami, a raczéj jedną z nich młodszą.
Pani Malwina mrugnęła ku gospodyni domu, na znak porozumienia, i zwróciła się do guwernantki, która stojąc u okna, zapuszczała wzrok w bujną cienistą gęstwinę ogrodu.
— Niech panna Michalina przejdzie z nami do saloniku.
Podniosła się z kanapy żywa, fertyczna, jakkolwiek otyła trochę, a z nią powstała gospodyni domu. Guwernantkę wezwanie, chociaż niespodziane, nie zdawało się dziwić; przywykła być wzywaną, oddalaną, posyłaną bez żadnéj widocznéj dla niéj przyczyny. Milcząca jak zwykle, przestąpiła we wskazanym kierunku.
Trzy kobiéty stanęły w wielkiéj sali pod okném. Na tle mętnéj szyby zarysował się profil młodéj dziewczyny, blady, nieruchomy, o ustach ściśniętych i spuszczonych oczach. Naprzeciw stanęła pani Malwina i żywo gestykulując rę-