Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

, w puszysty wachlarz uzbrojoną, szybko a długo przemawiała to do gospodyni domu, to do guwernantki.
Pani Leontyna wtrącała téż kiedy niekiedy słów parę; potém obie panie umilkły i pytającym wzrokiem patrzyły na guwernantkę.
W wyrazie twarzy młodéj dziewczyny nie było ani zdziwienia, ani zasmucenia, ani uradowania. Przez jedno mgnienie oka tylko zdawać się mogło, że doświadczyła uczucia przestrachu najprzód, potem ulgi. Przestrach zjawił się na twarzy jéj wtedy, gdy pani Malwina oświadczyła, iż dłużej jéj trzymać u siebie nie będzie; ulgi zaś doznała słysząc że pani Orchowska ofiaruje jéj miejsce w swoim domu. Pochyliła głowę, na znak zgodzenia się. Pani Leontyna wyciągnęła rękę i końcami palców dotknęła jéj dłoni.
— Panna Michalina dziś już zostać może w Orchawie, mówiła pani Malwina, wracając do saloniku. Rzeczy odeszlę zaraz... do Ręczyna mamy godzinę drogi...
— Może pani wolałabyś dziś jeszcze wrócić do Ręczyna? zapytała gospodyni domu.
— Uczynię tak jak pani zechce, odpowiedziała guwernantka.
Głos jéj miał brzmienie czyste, łagodne, stłumione nieco. Czuć w nim było zupełną obojętność. Mogła jechać tam, lub pozostać tu, wedle woli tych, u których znajdowała schronienie i zarobek. Posiadała znać długie i gorzkie doświadczenie tułaczki. Żadne miejsce nie nęciło jéj zbytecznie, po żadném nie obiecywała sobie więcéj, prócz — dachu i kawałka chleba.
W kilka chwil potém całe towarzystwo zajęte było herbatą i konfiturami, które właśnie lokaj wniósł do saloniku. Przybory porcelanowe i kryształowe stały na tacach sré-