Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/101

Ta strona została uwierzytelniona.

cisnęły się na usta mówiącego. Oczy jego błysnęły parę razy, w sposób niepokój zdradzający.
— O mój Boże! westchnęła Lila, w tém biéda właśnie, że nie wiem zupełnie, kto był owym ukochanym mojéj drogiéj Julii.
— Jakto! nie znasz pani ani imienia, ani nazwiska męża swéj przyjaciółki?
— Nie wiem nawet czy został on jéj mężem.... Wśród pośpiechu i wzruszenia z jakiemi list do mnie pisała, zapomniała donieść mi o nazwisku swego narzeczonego.. wiem tylko że imię ma on.... takie jak pan.... Ildefons! Julia kochała go bardzo, każdy wyraz jéj o nim objawiał najgorętsze, prawdziwie idealne uczucie!
Porycki patrzył w ziemię. Trochę boleśny, trochę szyderczy uśmiéch przewinął mu się po milczących ustach; Lila mówiła daléj:
— Siedem lat z górą upłynęło od owego listu, pełnego uniesień, szczęścia, poezyi! Odtąd przestałyśmy pisywać do siebie.... ja nie wiedziałem nowego jéj adresu, ona zaś... zapomniała widać o mnie....
Westchnęła. Gość podniósł na nią spojrzenie długie i badawcze.
— Przebacz pani, że jéj zaprzeczę, rzekł. Przyjaciółka pani nie mogła o niéj zapomniéć!
— A jednak.... przerwała Lila.
— Nie mogła, powtórzył Porycki, bo ktokolwiek miał szczęście raz choćby ujrzeć panią, przed tego pamięcią obraz pani wiecznie stać musi.
Lila zaśmiała się zcicha i znowu lekko w klawisza uderzyła.
— O! rzekła, zapewne to z szérokiego świata tego,