Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Konrad pośpieszył do gościa, z prośbami o pozostanie.
— Konie pańskie zmęczone, mówił.... Dziesięć mil jednego dnia ujechać, to dosyć....
— Pozostań pań, nalegał Łozowicz, pomówimy jeszcze z panem obszérniéj o tém szczęściu i o tych strachach, a potém mam nadzieję, że nie odmówisz pan zaproszeniu memu i pod mój skromny dach wstąpić zechcesz.
Porycki wahał się chwilę, opiérał, dziękował i namyślał, ale oczami szukał wciąż spojrzenia Lili jakby od niéj oczekiwał rozkazu. Spojrzenie to podniosło się nakoniec ku niemu, smutne a wabne, wzruszone a proszące.
Porycki kapelusz na dawném miejscu postawił.
Ah! rzekł, dom to właśnie państwa nazwaćby można zaczarowanym pałacem szczęścia.... Kto raz próg jego przestąpi, nieprędko potrafi się zeń wyrwać. Najmocniejszemi wiązami są te, które wkłada na nas nagle zrodzona, niespodziéwana a tak długo już może jak życie trwać mająca sympatya!...
— Któż i cóż zaręczyć może za trwałość uczuć ludzkich? zbliżając się ku kanapie, rzekła Lila.
— Serce młode i niezepsute, szepnął idący obok niéj Apolek.
— Serce wypróbowane w ogniach różnych kolei życia, idące w parze z rozumem i wolą! odpowiedział Porycki.
Lila, która patrzyła na niego gdy to mówił, spuściła nagle wzrok przed jego spojrzeniem, takie ono było gorące a uporczywe, pełne żaru, namysłu i woli, w obec których uczuła się dziwnie słabą i nieśmiałą.





Rezydent łozowskiego dworu, a w téj chwili gość ręczyńskiego pałacu, Paweł Szyłło, blizkim był zmienienia