Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Gość z imieniem głośném i świetném, a tytułem ciemnym i dwuznacznym, siedział tymczasem w pokoju swoim i popijając herbatę, przeglądał liczne papiéry w wielkiéj tece podróżnéj zawarte, a w urzędowe stemple zaopatrzone. Gdy tak papiéry te odczytywał, gatunkując je, składając i rozkładając, postawa jego stała się sztywną i fizyognomia niespokojną. Miał on teraz pozór nawpół urzędnika, który prostuje się, ilekroć końcami palców dotknie urzędowego papiéru, nawpół spekulanta, który oblicza w myśli szanse przypuszczalnych zysków. Z za szkieł szafirowych oczy jego błyskały żywo i od chwili do chwili zwracały się ku drzwiom.
Nie czekał długo. Drzwi otworzyły się niebawem i wszedł przez nie do hotelowego pokoju Eli Makower. W powierzchowności byłego dzierżawcy Orchowa i Łozowéj, współdzierżawcy Ręczyna i wielu innych majątków szlacheckich, zaszły przez czas ubiegły niejakie zmiany. Wprawdzie mały, rudawy zarost okalał mu, jak dawniéj, twarz ściągłych rysów i czerstwéj cery; postawa jego była poważna, krok powolny, oczy pełne w głębi gorących blasków, o spojrzeniu spokojném i obojętném; ale na czole powstało zmarszczek kilka, niby na świadectwo wielu przez czas ten poniesionych trudów i starań, a zamiast dawnego, długiego aż po ziemię, przybrudnego zawsze chałata, Eli miał teraz na sobie rodzaj surduta, który sięgając zawsze jeszcze poniżéj kolan, sporządzonym był z dość cennéj, błyszczącéj materyi, a roztwarty od góry do dołu, ukazywał znajdujące się pod nim sukienne ubranie i atłasową czarną kamizelkę, na którą opuszczał się gruby złoty łańcuch od zégarka i opadały końce jedwabnego, porządnie pod szyją związanego krawata. Był-to ubiór w połowie jeszcze żydowski, ale już znacznie wedle ogólnie-europejskiego wzoru zmodyfikowany.