Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lilciu, rzekł, wiész co? mam dziś z tobą do pomówienia.
— O czém-że takiém? z nietajoném lekceważeniem i nie patrząc na męża, zapytała kobiéta.
— Chciałbym pomówić z tobą o interesach naszych. Diabelnie złe być zaczynają!
Teraz Lila zwróciła na mówiącego oczy gniéwne trochę i z góry już znudzone.
— Mój Konradzie, odparła, nie nudź mię, proszę!... Wiész dobrze że nie znam się na interesach i nic a nic nie rozumiem, a ile razy mówiłeś mi o nich, dostawałam zawsze migreny.
Konrad stęknął, wstał z krzesła, zamaszyście przeszedł parę pokojów, drzwi od przedpokoju zamknął za sobą z głośnym stukiem i poszedł ku stajniom. Przeznaczenie człowieka tego było w istocie dość dziwném. Matka jego przy wzmiance o majątkowych interesach, dostawała zwykle poziéwania, żona migreny....
Po sali jadalnéj tymczasem Porycki przechadzał się z Klemensem Szyłłą.
— Gdybyś pan dobrodziéj, mówił syn Augustyna Szylły, mógł i chciał powierzyć mi interes jaki, to byłbym panu bardzo wdzięczny....
— I owszem, rzekł Porycki, nie będzie to zdaje mi się rzeczą niemożebną; tylko.... czémże pan zajmujesz się stale?
— Stale.... tak, prawdę mówiąc, nie zajmuję się niczém, zająknął się trochę młody Szyłło. Widzi pan dobrodziéj, ojciec mój był dawniéj urzędnikiem, stracił posadę i zaczął panom obywatelom interesa prowadzić. Nie można jednak powiedziéć, żeby mu się dobrze wiodło. Panowie