Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Na widok wchodzącego, Porycki powstał z krzesła z grzecznym pośpiechem, a kiedy Eli z powagą i spokojem zbliżył się ku stołowi, podał mu rękę i wskazał obok stojący fotel.
Po pierwszych krótkich słowach powitania, chwilowe milczenie zapanowało pomiędzy dwoma tymi ludźmi. Żaden z nich nie chciał znać piérwszy rozpoczynać rozmowy. Oczy Poryckiego z za ciemnych okularów badawczo tkwiły w twarzy Żyda, Eli obojętne spojrzenie wodził po papiérach stół okrywających. Nakoniec gość hotelowy, mniéj cierpliwy może, lub bardzéj zainteresowany w skutkach mającéj się toczyć rozmowy, przemówił piérwszy:
— Pan od dwóch lat już jesteś agentem naszego Domu pośrednictwa?
Eli potwierdzająco głową skinął.
— Od dwóch lat, rzekł z powagą, to jest od piérwszego miesiąca, kiedy ci panowie do nas przyjechali i Dom założyli. A pan?
Polszczyzna Eliego była teraz nierównie czystszą i poprawniejszą niż dawniéj. Człowiek ten, który był z kolei ulicznikiem, faktorem, kupcem, dzierżawcą i agentem jakiegoś handlowo-przemysłowego towarzystwa, uczył się znać z łatwością wielką wszystkiego, czego nauczyć się chciał lub potrzebował.
— A pan? zapytał; bo ja nie miałem dotąd honoru słyszéć w naszéj kompanii o nazwisku pańskiém.
Porycki rozparł się w fotelu i z wielką żywością mówić zaczął:
— Nic dziwnego, nic dziwnego, panie Makower, żeś o mojém nazwisku nie słyszał jeszcze. Zaledwo dwa miesiące temu przybyłem do Wilna z Wołynia, no niezupełnie z Wołynia, bo podróżowałem wprzód po Niemczech,