Izraelski młodzieniec zwrócił się ku matce z gestem niecierpliwości; wązka, ciemna brew jego gniewnie drgnęła.
— Wie viel mal, ozwał się nie szwargotem żydowskim bynajmniéj, ale poprawną bardzo niemczyzną wie viel mal prosiłem cię, mamo, żebyś mię Abramkiem nie nazywała! Albo ja jestem ciemnym jakimś i zabobonnym Żydem, żebym miał nosić imię waszego patryarchy, co to taki był głupi, że dla staréj Sary młodą i piękną Agarę z namiotu swego wypędził?
— Abram... chciała zawołać Chaja, ale przypomniawszy sobie świeży zakaz syna, umilkła i tylko oczy széroko roztworzyła i ręce z przerażeniem splotła.
Młody i jak widać było mocno emancypujący się Izraelita wybuchnął głośnym śmiéchem, a zawtórował mu śmiéch Klemensa.
— Kanst du, Mutter, den Namen „Gottlieb’’ nicht. aussprechen? śmiejąc się wciąż, zapytał syn. A szejne nazwiskie! dodał, parodyując zwykłą, codzienną mowę Żydów.
— Może ty jeść chcesz, Gott... zapytała znowu matka.
Ale przybrane imię syna nie mogło jéj jakoś przejść przez usta. Nie czekając tedy odpowiedzi, powstała, otworzyła szafę i wyjąwszy z niéj parę talerzy z rybą i śledziami, postawiła je przed synem i jego towarzyszem.
— Danke! rzekł Abramek i podniósłszy rękę, poklepał nią matkę po ramieniu.
Pieszczota ta, aczkolwiek zbytecznie poufała i na lekceważenie zakrawająca, rozpromieniła znowu twarz Chai.
— Gottlieb! rzekła, z widocznem wysileniem imię to wymawiając, a gdzie ty był tak długo, mein Bubchen? Ja ciebie od wczoraj nie widziała! Dlaczego ty do domu na noc nie przyszedł?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/130
Ta strona została uwierzytelniona.