Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Abramek, przezywający się Gottliebem, szybkie spojrzenie zamienił z towarzyszem, matce zaś odrzekł:
— Ja dziś w biurze telegraficzném przez całą noc pracował. Wiesz, mamo, że kiedyś ty tu spała w twoich betach, ja 2000 depesz wysłał w różne strony świata.
— Aj, aj! krzyknęła Chaja, z podziwu wielkiego i z dumą niewysłowioną na syna patrzyła.
— Ja dziś w nocy do sułtana tureckiego depesze wysyłał! ciągnął Abramek, patrząc wciąż na matkę swemi błyszczącemi, żartobliwemi oczami.
— Aj, aj! powtórzyła Chaja z większem jeszcze niż wprzódy zdumieniem i zachwyceniem.
Klemens dusił się od śmiéchu.
So! w kształcie zakończenia wymówił syn Chai; a teraz geh mama na swoje miejsce, my tu będziemy z panem Klemensem jeść i rozmawiać.
Posłuszna rozkazowi temu, Chaja odeszła, uśmiéchając się wciąż z radością i dumą i na palcach prawie stąpając, aby synowi, który „wyglądał jak lustro,” a do sułtana tureckiego depesze wysyłał, w rozmowie z towarzyszem nie przeszkadzać.
Abramek z Klemensem jedli, popijali piwo i z cicha rozmawiali. Młody Szyłło chwalił się znać przed towarzyszem ze zleceń jakichś, które otrzymał od głównego agenta domu pośrednictwa, i ze świetnych widoków, otwierających się przed nim w skutek tego nowozabranego stosunku, bo w szepcie jego nazwisko Poryckiego powtórzyło się kilka razy, a oczy Abramka świéciły gorączkowo, migotały niespokojnie a zazdrośnie.
— Za tydzień więc jedziesz do stolicy? zawołał, gdy Klemens na chwilę mówić przestał.