Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc pomów pan z szanowną matką swą o sprzedaży majątku.
— Pójdę zaraz do mamy, zgodził się Konrad i sięgnął po czapkę.
W téj saméj chwili Łozowicz, skurczony, zbiédzony, zaledwie że nie rozpłakany i co chwila pogładzający dłonią łysinę, w innéj stronie pokoju brał za czapkę.
— Co będzie? półgłosem mówił Eli, trzymający w ręku arkusz zapisanego papiéru. Niech pan tylko popatrzy na ten papiér i posłucha tego co on gada. Jeżeli pan zostanie w Łozowéj, to za rok będzie zero; a jeżeli pan teraz Łozowę sprzeda, ot jaka cyfra panu do kieszeni wpadnie...
Biédny marzyciel dalekim był w téj chwili od zastanawiania się nad cyframi; przed wzrokiem jego stały śliczne gaiki, malownicze łączki i wzgórza, kwieciste klomby i stare drzewa Łozowéj. Stała mu téż przed oczami spłakana od serdecznego żalu twarz pani Adeli, a tuż koło niéj widział brykę jakąś wielką, która siedmioro dzieci jego uwoziła z cichego rodzinnego kąta, na drogi kręte i nieznane, w świat szeroki, zimny... Stał z czapką w ręku i z głową na pierś zwieszoną długo. Westchnął potem z całéj piersi i rzekł:
— Naradzę się z żoną i synem...
— To, to, to, potwierdził Eli, niech pan naradzi się.. szczególniéj z synem; tylko ja panu powiedziéć muszę, że mnie pieniędzy moich na Nowy rok koniecznie potrzeba.
W parę minut po tych rozmowach Kamil, z twarzą rozpogodzoną i zadowolenia pełną, piérwszy opuszczał bawialnię Elego. Eli szedł za nim. W chwili gdy obaj ludzie ci przechodzili przez nawpół ciemny środkowy pokój, Eli spostrzegł Abramka, schylonego nad bufetem i przemawia-