Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

trzebują one odemnie wszystkiego.... w domu chłodno i głodno.... Pracowałem dla panów tych gorliwie i uczciwie przez lat wiele... a oni rzucali mi setny zaledwie grosz z tego, co mi się od nich należało.... Teraz.... nie mogę już inaczéj.... cierpliwości przebiéra się.... kawał chléba dla siebie, lékarstwo dla mojéj biednéj żony, suknie dla córek przyjąć muszę od tych, którzy mi je dają.... za cenę.... za cenę mego sumienia!...
Mówił to nie do innych, lecz do siebie. W miarę mówienia głos jego chrypł i cichł, a jakby ostatnie wyrazy zdławiły go nagle, poniósł rękę do gardła i podnosząc wzrok na twarz Elego, wymówił z uśmiéchem, dziwnie odbijającym od warg jego wybladłych, czoła rozoranego i posępnych oczu:
— Panie Eli, bądź łaskaw poproś żony o kieliszek wódki dla mnie!
Eli stanął we drzwiach i po żydowsku wydał Chai stosowne zlecenie, Porycki zaś, który uśmiéchając się żartobliwie, zbliżył się doń, rękę swą białą i kształtną położył na przygarbioném jego ramieniu i zawołał:
— Przesada, panie szanowny, przesada! zastarzałe i nieuzasadnione skrupuły! Ludzie ci nie umieli mienia swego używać, wolno więc nam korzystać z podziału, o ile tylko jest to w naszéj możności, boć przecie potrafimy lepiéj go użyć od nich!...
Ildefons Porycki, uprzedzając Konrada, który miał zajść do hotelu po żonę, udał się wprost ze stawu Elego do mieszkania pani Malwiny. Matka Konrada, przez ubiegłe lata niezmieniona ani trochę, pulchna zawsze, rumiana i ruchliwa, ujrzawszy wchodzącego gościa, zerwała się z ka-