Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakkolwiek, rzekł, mam w istocie przyjemność i zaszczyt być przyjacielem pana Konrada, nie mogę nie przyznać, iż szanowna pani słuszne ma powody żalu do syna...
N’est-ce pas? cher comte.
— Témbardziéj, ciągnął gość, że gdyby tylko pan Konrad chciał usłuchać przyjaciół swych i sprzedać Ręczyn...
— Słyszałam, słyszałam o téj sprzedaży, cher comte; ale nie mów mi, proszę cię, o interesach żadnych, bo zaraz poziéwania dostanę...
— Nie poważyłbym się trudzić szanownéj pani rzeczą tak błahą w istocie a uciążliwą, jak wszelkiego rodzaju interesa, gdyby nie szczéra troskliwość, którą uczuwam o zdrowie jéj i przyszłość ślicznych jéj córek...
N’est-ce pas, comte, że Flora i Róża mogłyby świetne partye zrobić, gdyby pokazać je gdziekolwiek na większym świecie?
— Niezawodnie! niezawodnie! nie ulega to wątpliwości najlżejszéj! Przytém gdyby sprzedaż Ręczyna dokonaną została, wypłacilibyśmy szanownéj pani argent comptant zapis, który na rzecz jéj uczynił nieboszczyk pan Ręczyc...
Oczy pani Malwiny poruszyły się żwawo i zamigotały radosną nadzieją.
— Ależ bo, cher comte, figuruj sobie... nie wiesz może o tém, że zapis ten — ja się na tém nie znam, ale mówił mi ce pauvre diable Szyłło, który przecie jest prawnikiem — że zapis ten nie jest.. nie jest.. jakże się to mówi? — abhoruję te wasze barbarzyńskie prawnicze ekspresye — nie jest... ule... ga... li...zowany! Ach! szczęście to doprawdy prawdziwe, żem się nie zakrztusiła.