Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/165

Ta strona została uwierzytelniona.

i zręczne, jakkolwiek cechowało je silenie się na wytworność dość złego smaku.
— Przepraszam pana bardzo, ozwał się przybyły, że przychodzę tak późno. Niech pan nie myśli żebym ja nie wiedział, że ta pora nie jest stosowną do wizyt. Ja o tém wiem; ale ja słyszał że pan przez cały dzień bardzo zajęty i że teraz tylko można pana w domu zastać.
Słowa te wymówione były dość poprawną polszczyzną, sposób jednak wymawiania litery r i pewne właściwości składni zdradzały pochodzenie izraelskie młodego człowieka.
— Z kimże mam przyjemność?.. zaczął Porycki.
Przybyły pochwycił:
— Jestem Gottlieb Makower. Przyszedłem do pana z interesem... to jest... z prośbą raczéj...
Porycki wskazał krzesło nieoczekiwanemu gościowi swemu i patrzył nań pytającym wzrokiem.
— Ja słyszał, zaczął gość, siadając i nie wypuszczając z ręki czapeczki swéj ze srebrnym galonikiem, ja słyszał że pan wielkiemi interesami zajmuje się i wiele bardzo pięknych stosunków ma. Otóż przyszedłem prosić pana, czy nie mógłby pan przyjąć mię do pomocy...
Porycki słuchał uważnie i spoglądał na czapkę z galonkem.
— Jak widzę, rzekł po chwili, pan zajmować musisz urzędowe miejsce jakieś.
— Jestem telegrafistą, odparł syn Elego, pogardliwie usta składając. To mój ojciec, widzi pan, chciał te go żebym ja telegrafistą był... On myślał że to dla mnie i dla niego wielki honor będzie; ale ja w tém honoru żadnego nie widzę. I co to, proszę pana, za miejsce, na którém człowiek niczego dorobić się nie może?