Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, niewiele.... blizko tysiąc rubli....
Mówiąc to, Abramek zarumienił się, ze wstydu zapewne, że tak mało posiadał.
— I cóż pan chcesz, żebym ja z pańskiemi piéniędzmi i z pańskiemi zdolnościami zrobił? zapytał Porycki.
— Jabym prosił żeby pan piéniądze moje przyłączył do téj summy, którą Dom pośrednictwa obraca. One tam pewne będą i większe korzyści przyniosą. A zdolności moje niech pan weźmie i niech one panu w każdéj robocie pomagają.... Ja mogę wszędzie pojechać i dowiedziéć się, i nastręczyć, i wyliczenie każde zrobić.... a pan mi za to pomoże coraz wyżéj iść.
— A cóż będzie z miejscem przez pana zajmowaném?
— Ja to miejsce porzucę! To głupie miejsce, nudne i nic nie daje. Biorę sześćset rubli pensyi na rok, ale co to znaczy? Jeżeli pan nie spełni mojéj prośby, to i tak ja to miejsce porzucę i do Niemiec wyjadę. U nas w Niemczech, o interesa i o karyerę łatwiéj.
Porycki powstał z krzesła, co zmusiło i Abramka powstać także.
— Wszak, jeżeli nie mylę się, pan jesteś synem Elego Makowera?
Abramek zarumienił się znowu i szkarłatniéj jeszcze niż wprzódy. Wstydził się znać pochodzenia swego i miał nadzieję że Porycki, tego wieczoru przynajmniéj, zostanie pod tym względem w miłéj dlań niewiadomości.
— Otóż, zaczął znowu agent główny, przykro mi to, ale ja żądania pańskiego spełnić nie mogę. Gdyby ojciec pański życzył sobie tego, żebyś pan do interesów naszych należał i na téj drodze karyery dla siebie szukał, niechybnie