Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Noc była grudniowa, lekko mroźna i pogodna. Nad ręczyńskim dworem, po błękitach przysłonionych srebrzystą mgłą, płynął księżyc w pełni i oświécał jeden z najpiękniejszych krajobrazów. Rozłożyste, wspaniałe drzewa starych, wielkich ogrodów, oblepione szronem, iskrzyły się dyamentowo; poniżéj splątana gąszcz krzewów i roślin młodych przybiérała w cieniu kształty dziwnéj fantastyczności i rozmaitości pełne. Gładkie, skaliste, wysokie brzegi Niemna jaśniały nieskazitelną bielą alabastru; u stóp ich, głęboko w dole, martwo leżała széroka wstęga lodu i słychać było cichy lecz gwałtowny szum wód, które burzyły się i wrzały pod błyszczącą swą powłoką z kryształu. W majestatycznym spokoju i kamiennéj niby nieruchomości stała w pobliżu długa, ciemna ściana wielkiego boru; po białych wzgórzach szumiały zcicha samotne sosny. Kędyś w oddali, śród szerokich rozłogów pól, śród wierzb rosochatych, rosnących nad krętemi szlakami dróg, w wąwozach wyżłobionych wiekową pracą fal wodnych, w dolinach kędy rozrzucone czerniały wioski i gaje — wiatry sunące ciężko i nizko huczały gammą głuchą, nieprzerwaną.