Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/179

Ta strona została uwierzytelniona.

— A z tym szlachcicem, ciągnął Efroim, przyjechał Mikołaj, dawniejszy kamerdyner jasnych państwa, co to jemu należy się..
— A czy nasłanie jakieś, że się tu oni jak na zawołanie wszyscy razem pozjeżdżali? Możnaby myśléć, jak Boga kocham, że ich tu umyślnie kto sprowadził!
Gdyby Efroim nie stał w cieniu, utworzonym przez załom muru, Konrad, jakkolwiek mało badawczy i przenikliwy, byłby musiał spostrzedz szyderski wyraz, jaki przebiegł po ciemnéj twarzy Żyda.
— Co tu robić? z pochyloną głową zapytał syn pani Malwiny.
— A co robić?.. Ich tam moja żona i mój syn zatrzymują na folwarku jak mogą, ale oni zaraz do pałacu wpadną i krzyku narobią...
Konrad obie dłonie do czoła przycisnął.
— A to, jak Boga kocham, zwaryować można! Człowiek myślał, że sprzedając ten kawałek ziemi, pozbył się już wszystkich kłopotów i nieprzyjemności, a tu znowu prośby, krzyki, narzekania, od których i serce boli i wstyd! Ot wiész co, Efroimie, zawołaj ty ich do pałacu... ja im wszystko zapłacę i niech będzie już temu raz koniec.
Efroim nie poruszył się z miejsca.
— Za pozwoleniem jasnego pana. Mnie to bardzo dziwi, że jasny pan tak mówi. Czy jasny pan ma milion rublów w kieszeni? Jeżeli jasny pan ma milion, to niech jasny pan odda im tych dziesięć tysiąców, co im winien, ale kto ma tylko dziesięć tysiąców, to powinien trzymać się ich rękami i nogami, bo jak ich nie będzie, to i chleba nie będzie.
Twarz Konrada, oblana księżycowém światłem, pobla-