Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/187

Ta strona została uwierzytelniona.

nione, w których sumienie mieszkało jeszcze w jego piersi i z porywami instynktu staczało walki bolesne a męczące. Przypomniał on sobie teraz te walki i te męki, i pragnąłby mieć pod stopą swą zbiorowe sumienie ludzkości całéj, aby w uczuciu zemsty zdeptać je i zniweczyć na wieki. I przypomniał sobie jeszcze owe chwile, w których widok czoła ludzkiego, czystego i czystością swą dumnego, widok czci oddawanéj i przyjmowanéj, napełniał mu serce jadem zazdrości i usta poił żółcią upokorzeń. Przypomniał sobie to wszystko i zapragnął ujrzeć dokoła siebie zgromadzonych wszystkich łotrów i bohaterów, zdrajców i wiernych, awanturników brudnych i czystych pracowników ludzkości, aby zmieszać ich ze sobą i nad głowami ich raz na zawsze zagasić słońce obowiązku i cnoty, którego blaski oświecały na ich czołach znaki zaszczytne lub hańbiące.
Gorącym, ciemnym żarem paliły się oczy jego, i wargi, żółtawe zwykle, krwawą purpurą nabiegły, i czoło, kilku bruzdami zrysowane, powlekło się groźnym a ponurym wyrazem, gdy powtórzył raz jeszcze:
— Tak, Lilo, nie będzie kiedyś na ziemi ani własności, ani ojczyzny, ani rodziny, ani obowiązku, ani samolubstwa, ani poświęcenia, ani cnoty ani występku, ani bohaterstwa ani podłości. Ludzkość rozbije się na jednostki, równe sobie we wszystkiém i wolne bez granic, a jednostki te zgromadzać się będą w jednéj tylko wielkiéj świątyni i czołem uderzać przed jednym tylko wspólnym ołtarzem, — w świątyni i przed ołtarzem — osobistego szczęścia.
Umilkł i patrzył na śliczną postać kobiecą, która pochylała się ku niemu z coraz głębszą a płomienniejszą