Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/190

Ta strona została uwierzytelniona.

także ramię swe opierała, pochylał się nad nią i spojrzenie długie, uparte, rozgorzałe zatapiał w podniesionych ku sobie jéj oczach.
— Cóż, śliczna pani moja? mówił zcicha i z uśmiechem, podoba ci się świat ten przyszły, po którym ludzie przechadzać się będą jak po raju, wolni i szczęśliwi? My sami, ja i ty, Lilo — gdyby nam danem było żyć w świecie takim, czyliżbyśmy, tak jak dziś kochając się wzajem, pozostawali dla siebie obcymi? czyliżby cudną twarz twoję odwracały odemnie trwogi i skrupuły dziecinne, a ja czyliżbym stojąc tu, obok ciebie, zmuszony był zarazem tęsknić za tobą i błagać cię daremnie, abyś czyniąc mię szczęśliwym, zgodzić się chciała na własne swe szczęście? Nie! nie! W świecie o którym mówiliśmy tybyś nie była słabém, przesądném, lękliwém dzieckiem, nie byłabyś naśladowczynią cudzych postępków, lecz byłabyś odważnym i rozumnym człowiekiem, byłabyś samą sobą!..
— Ildefonsie! szeptała kobiéta, ja dzieckiem już być przestałam, odkąd tyś mi oczy na prawdę otworzył.
Trzymał w obu dłoniach swych jéj białą rękę, o ściągłych, delikatnych kształtach, i niżéj jeszcze pochylił się nad śliczną jéj głową.
— Więc poszłabyś ze mną w ten świat nasz upragniony, gdyby on istniał?
— Świat ten, Ildefonsie, dziwny jest jakiś! ale tak piękny!.. piękny!.. bez walk i tęsknoty... bez kajdan i rozłączeń!..
— A więc jedyna! pójdziemy razem w ten świat czarowny... Chcesz? podaj mi rękę! ja cię tam zaprowadzę!
Słowa te wymówił szeptem gorącym, a usta jego dotykały prawie jéj włosów.