Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/204

Ta strona została uwierzytelniona.

rozjaśnioną łagodnym, wesołym prawie uśmiechem. Z uśmiechem tym na bladych wargach słucha ona gwarnego szczebiotu dwojga dzieci, które po obu jéj stronach, wpół siedząc a wpół klęcząc na krzesłach, opierają o stół drobne, pulchne swe ramiona, a wychylając pod różowe światło ogniska złotowłose głowy, zaglądać usiłują w ukochane lice staréj babki figlarnemi oczami.
Do komnaty téj, tchnącéj ciszą i spokojem, a jednak rozweselonéj brzmiącemi w niéj wiosennemi głosami dziatwy, weszła po chwili kobiéta w dużéj ciepłéj chustce, zarzuconéj na głowę i ramiona, z wielkim pękiem kluczy w drobnéj ręce. Dzieci zeskoczyły z krzeseł i rzuciły się ku niéj z radośnemi wykrzykami. Kobiéta zdjęła z głowy chustkę i zbliżyła się do stołu.
— Czyś się tylko nie przeziębiła, Michasiu? tak dziś mroźno na dworze! zapytała stara niewiasta, troskliwie spoglądając na zarumienioną od zimowego chłodu twarz córki.
— Alboż ja się kiedy przeziębiam, mateczko? alboż nie przywykłam w zupełnéj żyć zgodzie z naturą naszą surową ale piękną? wesoło uśmiechając się odparła Michalina. Zimno dziś, to prawda, ale zarazem jak pięknie na świecie! Słońce zachodziło za ogniste obłoki, od których na naszym dziedzińcu śnieg poróżowiał, a teraz niebo przezroczyste jest jak błękitny kryształ i za kasztanową aleją księżyc wschodzi. Noc będzie mroźna, lecz pogodna i jasna.
Usiadła i rozpromienionym wzrokiem patrząc dokoła siebie, zawołała:
— Jaki piękny ten nasz Orchów, mateczko! jak miły, cichy, wesoły i kochany ten nasz dom stary!