Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/208

Ta strona została uwierzytelniona.

mu wszystkie słowa te, które cisnęły mi się do ust wtedy, gdym go tu, w domu moim, przyjmować musiał, a których, mając obraz zhańbionéj siostry swojej przed oczami, powstrzymać już nie mogłem. Powiedziałem mu, że jest odstępcą, oszustem, uwodzicielem....
— A! z mimowolnym przestrachem w pobladłéj twarzy zawołała Michalina, wszak to obraza śmiertelna... Drogi mój... ty może kryjesz co przedemną. On cię wyzwał!..
Mieczysław uśmiechnął się z goryczą.
— Uspokój się Michasiu, i przebacz mi. Na chwilę po raz pierwszy od dnia w którym cię pokochałem, zapomniałem o tobie.... zapomniałem o dzieciach naszych i o przekonaniach moich, które rozkazują mi uważać jako smutną pozostałość barbarzyństwa te boje niedorzeczne, wystawiające nieraz pierś uczciwych ludzi na ciosy głupców lub łotrów. Pragnąłem przez chwilę wyzwać go, albo być przez niego wyzwanym. Ale słowa moje odbijały się o miedziane czoło jego bez odgłosu i pozornie bez wpływu... pozornie tylko... widziałem bowiem dobrze, iż wewnątrz człowiek ten wrzał cały od gniewu i nienawiści. Żadném słowem jednak, żadnym gestem nie zdradził uczuć swych, które instynkt jego zachowawczy trzymał na wodzy. Odpowiadał mi tylko szyderskiemi uśmiechami, albo sofizmatami, cynicznemi zdaniami, wygłaszanemi zuchwale a zimno...
— A jednak, podchwyciła Michalina, zdawało ci się, że nie był on tak zimnym i obojętnym, jak okazywać się usiłował?
— Jestem tego pewnym. W człowieku tym, obok zimnego wyrachowania, istnieją burzliwe namiętności.
— Mieczysławie! szepnęła Michalina, bo niepokój, wolą jeszcze nieopanowany, głos jéj przytłumiał, człowiek ten mścić się będzie na tobie... na nas...