Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/213

Ta strona została uwierzytelniona.

kały mię te łotry.. obdarły.. i z kilku groszami zaledwie w świat puściły.
— Jakto? ze zdumieniem pytał Mieczysław.
Ale Michalina nie słyszała nawet ostatnich słów Konrada; była już ona w ciepłym, czystym pokoju, w którym stały łóżeczka dwojga starszych jéj dzieci i kolebka najmłodszego. Tam także nad kolebką siedziała teraz jéj matka, a starsze dzieci bawiły się przy lampie książką z obrazkami. Do pokoju tego żona Mieczysława weszła zwolna i w zamyśleniu, ze wzrokiem utkwionym w drobną, bladą twarzyczkę dziecka, które, spoczywając w jéj objęciu, wlepiało w nią wielkie swe, czarne, zdziwione i przelęknione oczy.
— Mateczko! rzekła Michalina, zbliżając się do matki, patrz, oto jedno jeszcze dziecię nasze...
Matka spojrzała na nią i na dziecię pytającym wzrokiem.
— Dziecię Lili! szepnęła kobiéta.
Stara kobiéta zrozumiała wszystko. Na twarzy jéj, zoranéj latami i cierpieniem, zajaśniał wyraz dobroci i litości bez granic.
— Dobrze, Michasiu! rzekła, położymy je dziś na łóżeczku Paulinki, a jutro przysposobimy mu w tym samym pokoju inne... Teraz pójdę, przyniosę mu ciepłego mléka...
Nie odeszła jednak, lecz miękko składając dłoń swą pomarszczoną na głowie dziecka, ciemnemi włoskami okrytéj, wyrzekła zcicha:
— Biedactwo!
— Biedactwo! szepnęła i Michalina, składając długi pocałunek na tych czarnych, wielkich oczach, które patrzy-