Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/215

Ta strona została uwierzytelniona.

w cieniach i posępnéj ciemności, krążyły groźby i niebezpieczeństwa.... zagłada, wiedziona chciwemi lub mściwemi dłońmi, pełzła ku ścianom jego zblizka.... coraz bliżéj.... Tymczasem jednak stał on jeszcze poważny, śród igrającéj dokoła płochości, cichy pomiędzy gwarami bezładu, wyniosły zda się śród okrążających go nizkich, bardzo nizkich upadków i ruin. Stał on ze swém jasném i ciepłém ogniskiem rodzinném, z gorącemi sercami i szlachetnemi myślami które go zamieszkiwały, ze złożonemi w nim zadatkami lepszéj, rozumniejszéj, cnotliwszéj przyszłości ogółu i jednostek....
Konrad tymczasem, popijając gorącą herbatę i kolejno to gniewem wybuchając, to łzy z oczu ociérając, rozwodził żale swe przed Mieczysławem.
— Tak, mówił, oszukali mię najniegodziwiéj, jak Boga kocham, oszukali! Dowiedziałem się o tém wypadkiem. Spotkałem w N. u znajomych prawnika, tego Dzierkowskiego, co to wiész Mieczysiu, mówią o nim, że taki uczciwy i taki rozumny.
— Wiem! wiem! przerwał Mieczysław, niespokojny i ciekawy.
— Ot, mówiąc z nim o tém, że sprzedałem Ręczyn, pokazałem mu obligi, które mi ten... łotr... Porycki w imieniu barona wydał... Dzierkowski patrzył i głową kiwał, aż nakoniec powiedział, że obligi te trzech groszy niewarte, bo...
— Czy to być może? zawołał Mieczysław. Chyba Dzierkowski mylił się...
— Oh, mylił się! z rozpaczą zawołał Konrad. I ja tak myślałem z początku, ale potém niespokojność mię zdjęła. Cały dzień chodziłem do wszystkich prawników, jacy tylko są w N., i do sądu chodziłem... urzędników wy-