Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/219

Ta strona została uwierzytelniona.

wnątrz szary i opuszczony, wewnątrz dziwaczny i ponury. Każdy z niewielkich pokojów domu tego wyglądał jak trumna. Nizkie, opylone sufity zdawały się tam przygniatać i w ziemię wciskać pociemniałe od kurzu ściany. Pod ścianami stały sprzęty z ciemnego drzewa, obite grubém niebieloném płótném, żałobnie przybraném czarnemi taśmami. Takież firanki wisiały u okien i żółtawem, posępném światłem napełniały pokoje, w których panowała atmosfera duszna i wilgotna, właściwa mieszkaniom wiecznie zamkniętym, zaniedbanym, prawie pustym. Fantastyczny przystrój ten domu wymyśliła i uskuteczniła pani Leontyna wtedy jeszcze, gdy po śmierci męża przenosiła się z Orchowa do Białowoli, na własność jéj przez synów oddanéj.
Pani Malwina Ręczycowa, jak domyślać się można różniła się zupełnie z krewną swą i wychowanicą w zdaniu o urządzeniu domu jéj i sposobu życia. Radziła jéj ona pozbyć się melancholii, za pomocą rozrywek światowych. Pani Leontyna rad tych słuchała z gorzkim uśmiechem na ustach i w odpowiedzi dom swój, według obmyślanego z góry planu urządziwszy, hermetycznie go przed światem zewnętrznym zamknęła. Odtąd pani Malwina lękała się białowolskiego dworu i nigdy doń nie przyjeżdżała, stosunki z posępną krewną swą ograniczając na listownéj korespondencyi, rzadko bardzo zamienianéj.
Teraz przecież matka Konrada przybyła do Białowoli jako do jedynego portu ucieczki, który pozostał jéj na świecie. Przybyła tam w towarzystwie jednéj tylko ze swych córek, bladéj i smutnéj Flory, ale wraz z nią zawitały do posępnych pokojów pokutniczego domu głośne wykrzyki, żwawe a nieustanne bieganiny, szelesty i fruwania