Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/232

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówicie o Róży? zawołała z kanapy pani Malwina. Figuruj sobie, kuzynku, że téj dziewczynie pomieszało się w głowie: została guwernantką... Róża Ręczycówna guwernantką! Daje lekcye na jakiejś pensyi, a potem gryzmoli po całych wieczorach i rankach. Dziwna doprawdy destynacya moja, żebym na nieszczęście dziewczyny téj patrzyć musiała.
Mieczysław, słuchając słów tych, uśmiechał się dziwnie. Promień miłego, radosnego niemal uczucia rozświecił chmurną twarz jego.
— Moja ciociu, rzekł, to co ciocia nazywa nieszczęściem Róży, jest dla niéj przeciwnie szczęściem wielkiém.
— Piękne szczęście, kochanku! to dziewczyna zgubiona... Gdybym wiedziała kto nakładł jéj do głowy wszystkie te głupstwa, tobym mu pięknie podziękowała.
— Mam nadzieję, rzekł Mieczysław, że kiedyś, gdy Róża imieniem swem zrobi chlubę swéj matce, a pracą stanie się jéj podporą, podziękowanie cioci odbierze naprawdę moja żona, która, widując się z Różą niekiedy, a pisując do niéj często kierowała naukowemi jéj pracami, zachęcała ją do wytrwania, odkryła w niéj zdolności pisarskie, a teraz otrzymała dla niéj zajęcie nauczycielskie na pensyi, z któréj przełożoną łączą ją dawne i dobre stosunki. Dziś żona moja poleciła mi, abym prosił ciocię o chwilową cierpliwość i pobłażliwość dla Róży... Gniéw cioci boli Różę, ale jéj z drogi, którą sobie wybrała nie sprowadzi...
— A niech sobie idzie, kochanku drogą tą, niech sobie idzie! odparła pani Malwina, a policzki jéj zarumieniły się silnie i głos zadrżał. Ja jéj nie przeszkadzam, ale i znać jéj nie chcę.
Zwróciła się do Kamila i mówiła daléj: