Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/233

Ta strona została uwierzytelniona.

— Figuruj sobie: w czarnéj sukni chodzi, jak zakonnica... po pensyach za lekcyami lata... androny głupie gryzmoli i ze szwaczką jakąś w dwóch pokoikach pod dachem zamieszkała... Remarkuj sobie sam, kochanku, czy mogę ją za swoję córkę uważać?
— Panna Róża miała zawsze pociąg do książek, z odcieniem ironii zauważył Kamil i zlekka a zimno dotknął ręki brata, który, przez nikogo niezatrzymywany, żegnał obecnych.
Zaledwie drzwi przedpokoju zamknęły się za odjeżdżającym, Kamil wziął także czapkę i z pożegnalnym ukłonem zbliżył się do ciotki. Ale pani Malwina ręki mu nie podała i patrząc nań żartobliwie niby, lecz w istocie z niepokojem ukrywanym, zawołała:
— Jak to kuzynie! odjeżdżasz już?
— Muszę, odparł Kamil. Tydzień tylko mam czasu do przygotowania wszystkiego, aby wyjazd mój z Rydlówki obszedł się bez strat i niewygód.
— I nic nie masz mi do powiedzenia, kochanku? zagadnęła pani Malwina, żwawo przebiérając drżącemi rękami fałdy swego szala i patrząc w twarz krewnego wzrokiem, w którym wzrastał niepokój.
Kamil skłonił się grzecznie i odpowiedział z uśmiechém:
— Pozostaje mi tylko życzyć szanownéj cioci dobrego zdrowia i polecić się jéj pamięci.
— A Florze, kochanku? a Florze czy żadnych nie złożysz życzeń.
Zadając pytanie to, pani Malwina usiłowała zaśmiać się po swojemu, to jest figlarnie i trzpiotowato; ale usta