Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/234

Ta strona została uwierzytelniona.

jéj zadrżały, a zarumienione od bezsenności powieki kilka razy nerwowo mrugnęły.
Kamil skłonił się powtórnie i zwrócony nawpół ku ciotce, nawpół ku jéj córce, wyrzekł:
— Kuzynce Florze życzę wszelkich powodzeń i jak najświetniejszego wyjścia za mąż.
Na te słowa Flora wysunęła się szybkim ruchem z za ocieniającéj ją dotąd żałobnéj firanki i z chustką przyłożoną do twarzy, nie patrząc na nikogo, wybiegła do przyległego pokoju. Pani Malwina wyprostowała się jak struna, rozpostarła obie ręce gestem zdumienia i zawołała:
— Ależ figuruj sobie, moja duszo, że ona już teraz wyjść za mąż nie może.., w żaden sposób nie może! Cały świat wié o tém, że kochaliście się przez lat tyle. Teraz młode to jeszcze wprawdzie... bardzo młode; ale nie to już co było... Gryzło się biedne dziecko i płakało często, więc postarzało téż przed czasem.
Przy ostatnich wyrazach głos pani Malwiny, tak dźwięczny i swobodny zawsze, zcichł i osłabł; w piersi płochéj téj kobiéty i matki zabolało cóś i jęknęło.
Kamil stał z czapką w ręku ze spuszczonemi oczami, lecz z jednostajnym wciąż uśmiechem na ustach. Po chwili ozwał się zwolna i zimno.
— Uważałem to sam, że kuzynka Flora zmieniła się bardzo od pewnego czasu i zmizerniała. Sądzę że najlepszem dla niéj lekarstwem byłyby rozrywki.
W słowach tych tkwiła gryząca i nielitościwa parodya rad, które pani Malwina na wszystkie choroby ciała i duszy udzielała, nawpół z przekonania, nawpół z nałogu. Teraz jednak uczuła ona, o ile rada ta w wypadkach pewnych nietrafną bywa, uczuła ile w niej mieścić się może