Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.

i z szybkością nadzwyczajną obiegały pokój, aż napełniły je łzy. W kobiécie téj, poraz piérwszy może w życiu, ozwały się uczucia poważne i bolesne, po raz piérwszy pierś jéj wezbrała płaczem głośnym i gwałtownym. Otoczyła zgiętą u kolan jéj szyję córki trzęsącemi się rękami, głosem przez łkania przerywanym zawołała:
— Figuruj sobie... duszo moja... że wszystkie... wszystkie dzieci moje są... zgubione!




Wieczór był blizki, gdy Mieczysław wrócił do domu. Michalina, jak zwykle bywało, wyszła na ganek, aby go spotkać. Mieczysław śpiesznie zbliżył się do niéj i biorąc ją za rękę, z niepokojem zapytał:
— Co ci jest, Michasiu? czy stało się w domu co złego?
Pytanie to spowodowaném było niezwykłym wyrazem twarzy młodéj kobiéty, która w udawanie niewprawna, zdradzała silne, a przykre wzruszenie.
— Nic się nie stało, z wahaniem się w głosie odpowiedziała Michalina, później ci zresztą powiem... dodała, rumieniąc się mimowoli, jak ktoś komu ciężko jest popełniać kłamstwo, w celu choćby najlepszym. Idź teraz do pokoju naszego... czeka tam na ciebie Makower, który tu przed godziną przyjechał.
Rzekłszy to, odwróciła się szybko od męża i zniknęła w głębi domu. Odchodząc, dotknęła dłonią stanika sukni, za którym ukryty zaszeleściał papiér jakiś; potém, znalazłszy się samą, splotła ręce, podniosła je nieco w górę i szepnęła do siebie: