Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/254

Ta strona została uwierzytelniona.

w którém z za gniewnego wzburzenia, przebijała się już chytra rozwaga.
— Panie Eli, rzekł urywanym głosem, bo tłumił gwałtowne uczucia swe i pragnął okazać się zimnym, nie czyń pan tego, nie porzucaj téj sprawy. Pan wiész jakiem jest położenie moje w Domu pośrednictwa. Jestem osobistym przyjacielem barona von R.; jedno słowo napiszę do niego, jako do prezesa stowarzyszenia naszego, a przestaniesz pan być agentem Domu pośrednictwa.
Groźba ta, która w istocie ważną była dla Elego, nie sprawiła jednak na nim wrażenia żadnego. Uśmiéchnął się lekko i odpowiedział:
— Gdybyś pan zrobił to co pan powiedział, ja straciłbym wiele, to prawda. Ale pan tego nie zrobi.
— Dlaczego nie zrobię? zawołał Porycki. Gdy tylko zechcę, zrobię...
— A ja mówię, że pan nie zrobi tego, bo i ja także mógłbym panu cokolwiek zrobić, coby dla pana bardzo nieprzyjemném było.... Jabym tylko poszedł do jednego urzędnika, którego znam, — on zdaje się prokuratorem jest, — i powiedziałbym jemu...
— Dość już tego, dość! zawołał półgłosem agent główny i ze wzrokiem wbitym w ziemię, z pobladłą trochę twarzą zaczął znowu przechadzać się po pokoju.
Żyd patrzył w niego wzrokiem obojętnym, nawpół szyderskim.
— No, rzekł po chwili, dobranoc panu. A niech pan pamięta o tym majątku, o którym ja panu mówił. To nowy szczupak, którego ja odkrył i zaraz do swego stawu prowadzę... Dobranoc!