Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/258

Ta strona została uwierzytelniona.

Umilkł i błyszczącemi swemi oczami bystro i niespokojnie w twarz brata popatrzył. Ale i tym razem także odpowiedzi żadnéj nie było.
Mendel rzucił się niecierpliwie, aż mu płaszcz z ramion się osunął.
— Ny! zawołał, co tobie stało się, Eli? Czego ty milczysz? Czy tobie kto gębę przypieczętował?
W téj chwili na wieży miejskiéj zegar donośnie i powoli wygłosił dość późną dzienną godzinę.
Mendel schwycił się za głowę.
— Gewałt! zawołał. Zaraz noc będzie. Rozenblum, odkąd zrobił się bogaczem, nikogo wieczorem widzieć nie chce i o żadnych interesach nie gada, tylko ze swoją bułabostą i z gośćmi w pokojach siedzi... I u Szwarca bramę zamykają, jak tylko zciemni się. Ny, Eli, czy mnie iść do Rozenbluma i do Szwarca, bo jak ja dziś do nich nie pójdę, to Orchowski jutro rano pójdzie i nasz wielki interes przepadnie.
Stanęli na rogu ulicy, u załomu muru. Z przeciwnéj strony otwierającego się w tem miejscu placu, na drugiem piętrze pokaźnej kamienicy, błyskały zapalonem w téj właśnie chwili światłem okna kupca Rozenbluma, bogatego, drzewem handlującego Izraelity. Mendel rzucał na okna te niespokojne spojrzenia. Eli milczał jeszcze i patrzył w ziemię.
— Nu, Eli, ja idę! nie mogąc zda się ustać na miejscu, zawołał wielki faktor.
Wtedy poraz pierwszy w ciągu rozmowy Eli oderwał wzrok od ziemi i zamyślonemi oczami powiódł dokoła. Otworzył usta, aby na usilne pytania brata odpowiedzieć, ale i tym razem jeszcze nie rzekł nic. Placem przechodził męż-