Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/268

Ta strona została uwierzytelniona.

tak uparcie i z takim wyrazem, jakby wraz z nim stanęły przed jéj oczami wszystkie owe ubiegłe lata, z całym szeregiem napełniających je postaci ludzkich, miejsc i wydarzeń, z tém wszystkiém słowem, z czem zerwała, czego wyparła się, a co jednak owiéwało ją teraz niby fala rodzinnego powietrza, niby echo oddalonéj jakiéjś, smętnéj melodyi. Ale i Łozowicz patrzył na nią łzawemi oczami. Wziął znowu jéj rękę i rzekł:
— Przebacz pani pytanie moje. Czy przynajmniéj... jesteś pani szczęśliwą?
Lila uczyniła wysilenie, aby otrząść się z pochłaniającéj ją zadumy.
— O tak! odparła, siląc się widocznie na moc i swobodę głosu, jestem szczęśliwą, bardzo szczęśliwą! tak szczęśliwą, jak nigdy jeszcze nie byłam!
Gdy domawiała ostatnich wyrazów, nagłe drżenie przebiegło po jéj obliczu. Szybkim, instynktowym ruchem zakryła twarz batystową chustką, a płacz gwałtowny, spazmatyczny wstrząsnął całem jéj ciałem.
— O mój Boże, splatając żałośnie ręce, zawołał Łozowicz, pani płaczesz? Mamże ztąd wnosić, że człowiek dla którego poświęciłaś wszystko nie zdołał..
Lila nie dała mu skończyć. Płacz jéj ustał nagle, a choć łez kilka płynęło jeszcze po jéj policzkach, siedziała wyprostowana, na bladych ustach miała uśmiech, a w wilgotnych oczach iskrę gorącą.
— O nie! nie! wyrzekła z mocą, tym razem nieudaną wcale; pan nie wiesz jaki to człowiek i jak on mnie kocha! To mój ideał, panie Fabianie! Jest on dla mnie tak dobry, że wypowiedziéćbym tego nie potrafiła. To też kocham go, kocham nad życie nad wszystko w świecie, z ca-